motto

„Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny;
tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje,
inne nawyki i odruchy.”

„Wyobraź mnie sobie. Nie zaistnieję, jeśli mnie sobie nie wyobrazisz.”

Jest! Pierwszy rozdział w nowej odsłonie, indżojcie :).

0002

Eric Mack obudził się nagle. Wpierw zdało mu się, że to wciąż część snu – nieuchwytnego, odrealnionego drania, przejmującego kontrolę nad umysłem w tych rzadkich chwilach, kiedy chciało się choć chwilę odpocząć. Następnie poczuł przeszywający ból w prawym boku, więc czym prędzej obrócił się na plecy i przyłożył dłoń do opatrunku na żebrach. To było zbyt realne na sen.
Przetarł dłonią oczy, próbując rozproszyć mgłę i odegnać piasek czający się pod powiekami. W pierwszym odruchu sięgnął nawet po okulary, zanim uświadomił sobie, że to kompletnie bez sensu.
Mężczyzna zamrugał i nad jego głową zamajaczył niewyraźny kontur górnej pryczy, odcinający się ciemniejszą plamą od reszty otoczenia. Dobiegające stamtąd chrapanie Buttsa nagle ucichło, zamieniwszy się w ciężkie, chrapliwe dyszenie. Musiało być między trzecią a czwartą rano, gdyż jak na komendę dookoła zaległa nienaturalna, głęboka cisza. Nazywali ten czas martwą godziną, bo to teraz przychodził najmocniejszy sen, budziły się największe lęki, zamierał każdy szmer w połowie drogi do słyszalności. Jedyne sześćdziesiąt minut, w których nawet światła na korytarzu przygasały.
Kiedy oczy zaczęły rozróżniać poszczególne kształty, ostrożnie wysunął się spod koca i, lekko utykając, doczłapał do sedesu. Odgłos stąpania bosych stóp po linoleum unosił się echem na wszystkich piętrach, odbijał od ścian przepełnionych cel i wracał do swojego pana, tak, jakby próbował zaznaczyć jego obecność tu i teraz. A kiedy ucichł, zastąpiła go realność leniwie płynącego strumyczka moczu, organizmu wyrwanego ze snu w godzinie, w której budzą się upiory.
Łóżko zaskrzypiało, kiedy z powrotem na nim usiadł, palcami ostrożnie badając wciąż jeszcze lekko opuchniętą kostkę. Bójki były tutaj na porządku dziennym, i, choć nigdy nie lubił się bić, jeśli chciał zachować swoją pozycję, nie mógł ich uniknąć. Nikt nie szanował tchórzy chowających się za plecami innych, szczurów oraz słabeuszy.
Więzienny świat tak naprawdę niczym nie różnił się od życia na zewnątrz: panowała taka sama hierarchia, te same podziały rasowe, odbywały się krwawe walki gangów. Żeby przeżyć, musiał stawać w szranki, bo aktem głupoty byłoby się wycofać. Przelaną krew traktowali jak walutę, którą mógł przebić jedynie gruby plik zielonych. Inne argumenty nie istniały, przemoc stawała się kofeiną relacji międzyludzkich, a pieniądze były w stanie kupić wszystko. Nawet kilka dni życia.
Był silny. Lata spędzone na siłowni z Tylerem rysowały węzły mięśni pod naciągniętą skórą, a trening sztuk walki poprawił jego zwinność i refleks. Mimo paru złamań nosa i kilkunastu szwów chodził po korytarzach z wysoko podniesioną głową, bo potrafił o siebie zadbać.
Strażnicy również nie stanowili problemu, niemal każdego można było kupić. O ile łatwiejsze stawało się życie, mając ich po swojej stronie! Potrafili załatwić wszystko, co stanowiło w tych murach jakąkolwiek wartość, począwszy od papierosów i rozbieranych gazet, skończywszy na broni palnej i innych zachciankach.
Nikt nawet nie starał się udawać, że można uniknąć bójek czy spięć pomiędzy współwięźniami. C.O. starali się przydzielać do cel według przynależności do grup czy gangów, jednak składy lubiły się zmieniać szybciej, niż zachodziło słońce. Takie noce nie należały do najprzyjemniejszych.
Jedyną bronią strażników było zamknięcie w karcerze, co samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby nie pozbawiało wszystkich przywilejów, a panująca nuda nie zmuszała do ciągłego analizowania przeszłości, wracania do czarno-białych fotografii wspomnień. Zabierając im ubrania, odzierali z człowieczeństwa i godności, a bez tego łatwo zapomnieć o wszystkim, w co się do tej pory wierzyło. Choć nie trafiał tam często, lądując uważał, że mimo wszystko było warto.
Łóżko wydało kolejny przeciągły jęk, kiedy spróbował się na nim położyć. Wiedział, że sen był już tylko wspomnieniem; ostatnio nie sypiał za dobrze. Szczerze mówiąc, nie sypiał dobrze od początku swojej wędrówki, od przejściowego osadzenia w Rikers Island. Co noc, leżąc w ciemnościach, zmagał się z nawiedzającymi go zmorami, demonami „mogłem”, „gdyby” i „jeśli”, z twarzami dzieci, przy których powinien być teraz, których nigdy nie powinien zostawić… Wciąż nie potrafił uwierzyć, że jeden człowiek zdołał popełnić aż tyle błędów.
Opuszczając ich, uwolnił się co prawda od destrukcyjnego wpływu Eriki, ale życie policzyło mu za to wygórowaną cenę. Wyprowadzając się, stracił wszystko, co miało dla niego jakąkolwiek wartość.
Gdzieś w głębi siebie przecież wiedział, że go zdradzała i że robiła to od początku znajomości. Był przekonany, że dała się przelecieć wszystkim jego kumplom. Przez cały czas tak bardzo nie chciał przyjąć tego do wiadomości, tak bardzo odpychał od siebie wszelkie wskazówki, że mimo wszystko go to zaskoczyło.
Stała naprzeciw niego z wysoko zadartą głową, a słońce tańczyło złotymi refleksami w jej jasnych włosach opadających na odsłonięty kark. Kiedy mówiła, patrzyła mu prosto w oczy, z kpiącym uśmiechem przylepionym do trupiej twarzy. Powinien ją wtedy zostawić, ale coś trzymało go w miejscu, jakby miał niewidzialną kotwicę zawieszoną na szyi. W pewien dziwny, pokręcony sposób nadal ją kochał i to wlewało ołów do jego serca. Czas się zapętlił, rzęził, ale mimo to parł do przodu, godzina za godziną, praca za pracą, rok za rokiem. Ścigali się na jednym torze, bez przerwy odbijali przeżute słowa, które roztapiały się jak ślina na gorącym asfalcie. Miała serce z kokainy, podziurawione oskarżeniami, z czarnych paszcz otworów wypływała wódka. Ich życia były ciasno splecione drutem kolczastym, jednocześnie kochali się i nienawidzili, uprawiali seks i drapała mu twarz paznokciami, spijał jej łzy i wiedział, że była tylko kłamliwą, żałosną suką. Nie taką ją pokochał. A może jednak nie kochał jej wcale.

16 komentarzy:

  1. super opowieść Ramoncia
    ----
    http://czterypuszystelapy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. wciągająca historia :) zaczyna się zupełnie inaczej niż poprzednie Twoje teksty.
    V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. plan jest nowy, mam nadzieję, że wciągnie Cię do końca :D

      Usuń
  3. Całkiem ciekawy kawałek ;). Czy mam słuszne podejrzenia, czy ten gościu to ojciec Ramony? *Na szybko sprawdza zakładki i potwierdza swe przypuszczenia*
    W sumie fajnie, że go trochę przybliżyłaś ;). Mam jednak wrażenie, że piszesz w sposób nie zdradzający czytelnikowi zbyt wiele. Nie piszesz żadnych wprowadzeń i nie opisujesz, kto jest kim, a od razu wrzucasz konkretne sceny. To dość specyficzne, ale ciekawe podejście, choć bez lektury zakładek ciężko się połapać ;).
    [grant-w-hogwarcie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podejrzenie oczywiście słuszne :)
      chodzi mi właśnie o to, żeby na początku nie zdradzać za dużo, ale z czasem wszystko się wyjaśni i będzie bardziej zrozumiałe. to opowiadanie to w sumie zbiór różnych scen, umieszczonych w chronologicznym porządku i, choć to Ramona ma być główną bohaterką, inne postacie również się pojawią, i to pewnie dość często :).

      Usuń
    2. W sumie to może być ciekawie, z takim stopniowym budowaniem klimatu zamiast rzucania wszystkiego od razu na tacy ;).

      Usuń
    3. taką mam właśnie nadzieję :)

      Usuń
  4. Super rozdział, ach te tajemnice i niedomówienia. Naprawdę dobrze idzie Ci pisanie, oby tak dalej. Mam nadzieję, że cały czas będzie panował klimat niepewności i jedna rozwikłana zagadka stanie się początkiem kolejnych.

    Sakrex z Kronik Równowagi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później część zagadek się wyjaśnia i wątki zaczynają się przeplatać, ale póki co pozostaje cierpliwie czekać :). Następne z pewnością też będą, ale jeszcze nie wiem do końca, co i jak, bo kiedy zaczynam pisać, to bohaterowie dyktują mi zdania :).

      Usuń
  5. Jestem pod coraz większym wrażeniem! Poznajemy nową postać, która od razu przypadła mi do gustu. Mimo że tak naprawdę nic jeszcze nie wiem o Franku to czuję, że jest po postać, którą mogę polubić. Poza tym spodobał mi się głównie dlatego, że nie wydaje się zły, ma mięśnie i ćwiczył sztuki walki. A jak Ruda czyta albo słyszy o kimś kto umie się bić, to jest cała w skowronkach. Silni, męscy twardziele- to jest to! Jestem już cała Franka;D Nie no, to źle brzmi, wychodzę na kogoś kto za umiejętność walki zrobi dla faceta wszystko ;D Oczywiście tak nie jest, ale lubię to. Dlatego tak go polubiłam od samego początku. I jestem bardzo ciekawa dalszych wątków z nim. Co do stylu- zazdroszczę Ci takiej umiejętności pisania. Nie wychwytuję żadnych błędów, a całość jest tak idealnie dobrana, że nie mam się do czego doczepić. Mogę tylko siedzieć i podziwiać. Wielki plus za szeroki zasób słownictwa i umiejętności;) Lecę do następnej!:) Może zdążę przeczytać chociaż 4 dziś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Frank to gość, który chrapie na górnej pryczy - bohater to Eric ;). Ale jejku, jak dobrze, że o tym wspomniałaś, bo dopiero teraz zauważyłam, że nigdzie nie wymieniłam jego imienia, a przecież dla Was to wcale nie jest oczywiste :/. Właśnie dopisałam :).
    Cieszę się, że go polubiłaś, bo jak na razie słyszałam, że budzi dość sprzeczne uczucia ;). Ja również go lubię (o tak, też mam słabość do takich twardzieli :P), choć czasem bywa okropnie frustrujący :P.
    Cieszę się niezmiernie, że w taki sposób odbierasz mój styl pisania :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepadłem z kretesem, tak bardzo dobre jest to opowiadanie.
    Eric, jeśli dobrze pamiętam, z miejsca stał się moim ulubieńcem. Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach zostanie rozwinięta sytuacja w więzieniu, będą jakieś walki i w ogóle. Uwielbiam takie klimaty, choć nie wiem dlaczego.
    Pozdrawiam,
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa :).
    Z pewnością jeszcze trochę rozwinę wątek więzienia, choć musisz uzbroić się w cierpliwość :). Walki, intrygi, porachunki... Jeszcze nie wiem, czy potrafię to napisać, ale zamierzam spróbować :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Pogubiłam się z początku, ale doczytałam w innej zakładce na czym polega Twój pomysł na szablon tej historii. Czyli, otwierając kolejne fragmenty, nie wiadomo o kim na dobrą sprawę będziemy czytać. Jestem ciekawa tego "eksperymentu". Póki co mamy dziewczynę, która "być może" jest chora psychicznie. Mamy więźnia.... I jest jeszcze jeden brat o którym wiemy w sumie tyle, że jest :). Mam nadzieję, że później nie pogubię się w poszczególnych wątkach, albo że o czymś nie zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj, mam nadzieję, że później pójdzie łatwiej, jak już bohaterowie dadzą się poznać i zapamiętać ;). Postaci będzie dużo, sporo głównych i jeszcze więcej epizodycznych, ale postaram się to podać w jakiejś znośnej formie - w razie czego możecie mnie opierniczać :P.
      O bracie później jest więcej i będzie nieco więcej w nowej wersji pierwszego fragmentu ;).

      Usuń

Pamiętaj, żeby zostawić pod komentarzem link zwrotny.
Jeśli masz zamiar tylko zareklamować swojego bloga, zapraszam do zakładki spamownik.
Krytykę przyjmę z wdzięcznością.