motto

„Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny;
tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje,
inne nawyki i odruchy.”

„Wyobraź mnie sobie. Nie zaistnieję, jeśli mnie sobie nie wyobrazisz.”

Jest! Pierwszy rozdział w nowej odsłonie, indżojcie :).

0014

– To było niezłe.
Nathalie gwałtownie podniosła głowę i w lustrze wiszącym nad umywalką napotkała wzrok Layli. Dziewczyna stała niedbale oparta o zielone kafelki, uśmiechając się drwiąco. Kaycee i Yessica, jak na ochroniarzy przystało, sterczały po obu jej stronach.
– Czego chcesz?
– To było niezłe – ciągnęła Layla, spluwając śliną na brudną posadzkę. – To na stołówce.
Nathalie zakręciła kurek i wytarła ręce w kawałek papierowego ręcznika. Odwracając się, splotła dłonie na wydatnym brzuchu.
– Ile jeszcze czasu potrzebujesz? – Layla rzuciła jej paczkę Marlboro, poważniejąc. Folia była naruszona, ale Nath znalazła w środku wszystko, czego potrzebowała.
– Tyle, ile będzie trzeba – odparła, chowając papierosy do kieszeni.
– Moja cierpliwość ma granice.
– Albo ma być dobrze, albo szybko.
– Złamiesz ją?
– Jest złamana. Teraz musi tylko zaufać.
– Dobrze… Bardzo dobrze… – Na usta Layli wpełzł pełen satysfakcji uśmiech. Już niedługo…

* * *

Eric przyjął wygodniejszą pozycję na krześle, w skupieniu rozważając bieżącą sytuację. Jeśli chciał utrzymać swoją rangę, musiał to dobrze rozegrać. Droga w dół była wyboista i pełna niebezpieczeństw, droga w górę trudna ze względów politycznych oraz braku atutów. Pozostanie w miejscu może nie jawiło się jako najgorsza opcja, ale nie dawało też żadnej satysfakcji.
Jak zwykle to Komik ustalał reguły i zgodnie z nimi wygrywał. Eric podążał tuż za nim, ale nigdy nie udawało mu się zmniejszyć dystansu na tyle, aby mieć realną szansę na zwycięstwo. Pozostali, Wheeler i O’Donoghue, w tej rozgrywce się nie liczyli. Zresztą, pierwszy z nich i tak był na straconej pozycji, niezależnie od tego, co zrobił i jak się zachował. Właściwie Eric podziwiał jego wolę walki.
O’Donoghue za to wyjątkowo przypatrywał się wszystkim z uwagą, uśmiechając się ironicznie, a z jego twarzy nie dawało się niczego wyczytać. Ostatnio coraz częściej zdarzało się, że na sam koniec chłopak wykonywał ruch, który bezlitośnie przybliżał go do wygranej. Grał niebezpiecznie i Eric wiedział, że nie obejdzie się to bez echa.
Choć twarz Komika nie wyrażała żadnych emocji, jego oczy mówiły, że zdawał sobie sprawę z rosnącego w siłę przeciwnika. Atmosfera była napięta jak guziki munduru na wydatnym brzuchu strażnika Halla.
O’Donoghue rzucił swoje ostatnie trzy karty – same dwójki – na asy Erica, po czym uśmiechnął się drwiąco, kiedy Wheeler odsuwał stos na bok. Chłopak zagrał dwiema ósemkami, na swoje nieszczęście, bo Komik natychmiast pokrył je królami, kończąc rozgrywkę. Dama Erica była jedynie formalnością.
– To jeszcze nie kaniec – rzucił Komik, wstając. Jego twarz była spokojna i jedynie wyraźny rosyjski akcent mógł zdradzać zdenerwowanie.
– Kaniec, nie kaniec, to dopiero początek – odparł O’Donoghue filozoficznie, wbijając dłonie w kieszenie granatowych spodni.
Kiedy Eric również wstał, kierując się do łazienki, tamtych dwóch wciąż mierzyło się wzrokiem. Miał wątpliwości, czy O’Donoghue jeszcze się zgrywał, czy może powinni już zacząć się z nim liczyć. Na wszelki wypadek postanowił nie odwracać się do niego plecami.
W łazience buszowali Aryjczycy, a im nie chciał wchodzić w drogę. Może nie byli wrogami, ale przyjaźnią też raczej by tego nie nazwał. Wychodząc, usłyszał, jak szorstki głos Weissmüllera każe ściągać spodnie temu dzieciakowi, który od kilku dni próbował do nich dołączyć. Eric nagle poczuł, że aż tak pilnie nie potrzebuje się wysikać.
Ledwo zamknął drzwi, kiedy czyjaś dłoń dotknęła jego ramienia. Błyskawicznie się odwrócił i, chwytając napastnika za gardło, przycisnął do ściany. O’Donoghue stęknął, zaskoczony, po czym wydusił:
– Biznes jest.
– Ja z tobą, kurwa, O’Donoghue, żadnych biznesów nie robię.
Blizna przecinająca twarz chłopaka od lewego ucha przez środek ust aż do brody nadawała jego uśmiechowi niemal groteskowy wyraz. Przez chwilę Eric miał ochotę sprawić, aby O’Donoghue już nigdy w życiu się nie śmiał. Przymknął oczy, walcząc ze sobą, po czym puścił chłopaka i odsunął się o krok.
– Ściany gadają, że Komik chce całą tę budę wyjebać w powietrze.
– Co ty pierdolisz? O’Donoghue, słońce przygrzało w czerep na wybiegu?
Chłopak spokojnie wyciągnął z kieszeni paczkę Cameli, wytrząsnął jednego i zapalił.
– Słyszałem, że Firestartera mają do nas przysłać.
Eric poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Firestarter. Tutaj, w Green Haven. A więc w końcu go złapali. Pieprzonego piromana, który wszędzie, gdzie się pojawiał, zostawiał tylko zgliszcza.
Oto po raz pierwszy Eric miał stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który przez niemal pół roku polował na niego i jego rodzinę. Z facetem zawzięcie próbującym podłożyć ogień pod łóżeczkami jego dzieci, pod ich szkolnymi ławkami, pod samochodem, którym wracali do domu. Kiedy uciekali, ścigał ich po całym kraju, świetnie się przy tym bawiąc. Tułali się po kraju dzień za dniem, w ciągłym strachu, bez stałego miejsca zamieszkania. W końcu miał spotkać człowieka, który uczynił życie jego najbliższych piekłem.
– Wchodzisz w to? – O’Donoghue przypatrywał mu się z uwagą. Wydawał się doskonale świadomy walki, jaką Eric prowadził z samym sobą.
Po chwili wahania uścisnął wyciągniętą dłoń współwięźnia i pozwolił mu mówić.

* * *

Na wąskiej klatce schodowej panował półmrok, bo jakiś gówniarz zamalował czarną farbą prawie wszystkie okna. Evelina biegła na górę z prędkością światła i Marc najchętniej podążyłby za nią, przeskakując po dwa, trzy stopnie, ale z Brianem na ręku nie było to wcale takie proste, bo dzieciak jednak swoje ważył. Dogonił ją dopiero na trzecim piętrze, gdzie czekała pod drzwiami mieszkania Natashy. Miał nadzieję, że Dominica nie będzie w domu, ponieważ gość działał mu na nerwy jak mało kto.
Niestety, nie miał szczęścia, bo kiedy zapukał, drzwi otworzył oby-nie-szwagier ubrany w bokserki i granatowy t-shirt. Marc chwycił Evelinę za kurtkę w ostatniej chwili, zanim zdążyła zanurkować pomiędzy dokładnie wydepilowanymi nogami Dominica. Parsknął śmiechem, a chłopak spojrzał na niego z wyższością, po czym powlókł się do sypialni, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi.
Marc posadził Briana na zasłanej porozrzucanymi butami podłodze, odlepiając jego zaślinione usta od swojego ramienia; bluza i koszulka przemokły już na wylot. Mimo popołudnia przedpokój był zacieniony, a brązowa wykładzina i ciemnozielone tapety w wielkie, dziwnie powykręcane kwiaty tylko potęgowały ponure wrażenie. Kiedy pomagał wiercącej się Evelinie pozbyć się kurtki, w otwartych drzwiach kuchni stanęła Natasha.
– Hej – rzuciła, uśmiechając się ze znużeniem.
– Heja – odpowiedział, patrząc na nią uważnie.
Siostra wyglądała na zmęczoną, skórę miała dziwnie szarą, a pod oczami fioletowe sińce. Nawet piegi na jej nosie i policzkach wydawały się jakieś blade. Szaroblond włosy spięła w koński ogon, poplamiona kwiecista sukienka luźno zwisała jej z ramion. Natasha schyliła się, żeby podnieść Briana i uwolnić go od czapki i kurtki. Nie zareagował, kiedy zmierzwiła mu włosy i pocałowała w czubek głowy.
– Szybko rosną, co? – Dziewczyna wyciągnęła rękę do Eveliny, która niecierpliwie przebierała nogami, podczas gdy Marc na nowo wiązał sznurowadła jej adidasów.
Trzepnął małą w głowę, widząc, jak wytyka język, zamiast uścisnąć siostrę. Spojrzała na niego gniewnie spod przydługiej grzywki; ostatnio nikt nie mógł zbliżyć się do niej z nożyczkami. Kiedy w końcu ją puścił, pognała jak szalona wprost do pokoju malutkiej Rachel. Przynajmniej wyjaśniło się, dlaczego wyjątkowo nie protestowała przed opuszczeniem podwórka.
– Cho na kawę. – Natasha podała Marcowi Briana i weszła do kuchni. – Dzięki, że przyszedłeś, życie mi ratujesz.
– Spoko. – Machnął ręką, siadając okrakiem na jednym z dwóch rozklekotanych krzeseł.
W kuchni panował jeszcze większy bałagan niż w przedpokoju. Przez okno wpadała czerwonawa smuga popołudniowego słońca, w której tańczyły drobinki kurzu. Marc słyszał, jak buty Natashy z kląskaniem odrywają się od podłogi, kiedy szła, i miał ochotę zgrzytać zębami z irytacji. Dziewczyna sięgnęła do szafki, aby wyjąć czyste kubki, ale najwyraźniej żadnego nie znalazła, bo zaczęła grzebać w stercie brudnych naczyń piętrzących się w zlewie. Marc poczuł, że przechodzą go dreszcze obrzydzenia. Jak można mieszkać w takim bajzlu?
– Przepraszam za bałagan – bąknęła Natasha, odwracając się ze wstydem. – Brakuje mi czasu, żeby to ogarnąć…
– A Dominic? – Marc poprawił Briana na swoich kolanach i bezwiednie zacisnął dłonie w pięści.
– On – zawahała się chwilę – szykuje się teraz do jakiejś reklamy czy coś…
Marc parsknął śmiechem. Dominic chciał zostać modelem, marzyło mu się zobaczyć swój krzywy ryj na wielkich billboardach Calvina Kleina na Times Square. Ale tak naprawdę był tylko żałosnym, życiowym nieudacznikiem, który kłapał dziobem, nie robiąc nic, żeby realizować swoje plany. A jeśli ktoś myślał, że narodziny córki choć trochę to zmienią, mylił się na całej linii. Dopóki matka przysyłała chłopakowi forsę, nie martwił się o nic poza spełnianiem własnych zachcianek. Marca najbardziej wkurzało, że te pieniądze pełniły tylko rolę kieszonkowego dla rozpieszczonego bachora, a całą trójkę utrzymywała Natasha ze swojej pensji kasjerki w spożywczaku. Wyrabiała dwa etaty, żeby cokolwiek z tego było. Noż kurwa!
Siostra postawiła przed nim parujący kubek z wyblakłym, reklamowym napisem, po czym usiadła na drugim krześle, zakładając nogę na nogę.
– A to co? – spytał, wskazując wielkiego, zielonego siniaka na jej prawym udzie.
– Eee, nic tam, uderzyłam się. – Obciągnęła sukienkę i wzruszyła ramionami.
– Bo jeśli to…
– Daj spokój – przerwała mu. – Przestań wszędzie wietrzyć przemoc.
Westchnął, ale dał za wygraną. Brian znów przylgnął ustami do jego prawego ramienia. Marc wzdrygnął się, kiedy poczuł, jak zimna i mokra w tym miejscu koszulka przylega do ciała.
– Serio chcesz to zrobić? – spytał po chwili.
– Co zrobić?
– Wywieźć małą do babki?
– Chyba nie mam za wielkiego wyboru… – Wzruszyła ramionami.
– Zawsze jest jakiś.
– Ja za dużo pracuję, Dominic… – skrzywiła się, widząc, jak Marc zaciska zęby. – Dominic szuka pracy…
– Ta, i dlatego, kurwa, nie może dzieckiem się zająć? Nie może, kurwa, sprzątnąć tego syfu? – Zatoczył ręką koło dla większego efektu.
Natasha przygryzła dolną wargę. Wyglądała na tak zagubioną, że Marc miał ochotę po prostu spakować ją i zabrać do domu, tam, gdzie było jej miejsce.
– Pomożesz mi? – spytała cicho.
– Zastanów się jeszcze, Tess… Dziecko powinno być z matką, kurwa, a nie z dziadkami.
– Myślałam nad tym. Ale ja… – W jej oczach zalśniły łzy, pociągnęła nosem i kontynuowała:
– Marc, ja nie potrafię. Ja się nie nadaję…
– Do czego się nie nadajesz, co ty pierdolisz?
– Nie umiem być matką. Nie chcę być matką.
Otarła łzy wierzchem dłoni. Miał ochotę nią potrząsnąć za te wszystkie głupoty, które wygadywała.
– Wiesz, już prędzej spodziewałbym się tego po Nico…
– Przykro mi, że cię rozczarowałam, ale to najlepsze wyjście – w jej głosie zaczął wzbierać gniew.
– Kurwa, Tess…
– Nie nazywaj mnie tak.
– Ja pierdolę…
Natasha wpatrzyła się w okno, przełykając kolejne łzy. Marc zaczął palcami bębnić w blat, ale siostra poprosiła, żeby tego nie robił, więc przestał.
– Już rozmawiałam z dziadkami – powiedziała cicho. – Nie ma problemu, tylko muszę małą przywieźć.
– Tash… Nie rób tego.
– Marc… Ja się muszę ogarnąć sama ze sobą, rozumiesz? Życie muszę ogarnąć. Później przywiozę ją przecież z powrotem.
– Kurwa, dziecko to nie jest jakaś pierdolona zabawka, którą możesz wyrzucić na strych, bo coś tam! Natasha, kurwa!
Podeszła do niego i wtuliła się, kładąc mu dłonie na ramionach. Poczuł jej łzy na swojej szyi. Ile jeszcze ludzkich płynów dziś na nim wyląduje?
– Proszę, Marc – wyszeptała. – Nie utrudniaj.
– Kto ją zawiezie? Ten twój niedorobiony model?
– Nie mów tak. Ja pojadę, w przyszłym miesiącu dostanę jakieś trzy, może cztery dni urlopu, wyrobię się.
– A kasa na pociąg?
– Pożyczę od Dominica.
Marc prychnął. Musiała POŻYCZAĆ od niego kasę.
– Nie chcesz wysłać też Briana?
– Nie – odpowiedział bez zastanowienia. – Jego miejsce jest w domu, z rodziną.
– A co u Ramony? – Natasha nagle zmieniła temat, wracając na swoje krzesło.
– Muszę do niej pojechać, mieli już ją wypuścić z farmy świrów.
– A nie byłeś ostatnio?
– Miałem pojechać, ale… trochę się wszystko skomplikowało.
– Co, mafioso nie pozwolił ci jechać? – zadrwiła.
Marc skrzywił się.
– Skąd…
– Och, przestań, wszyscy wiedzą. W sklepie lubią gadać, sam wiesz.
Nie miał pojęcia, czy cieszyć się z tego, czy raczej sobie współczuć.
Natasha wyciągnęła papierosa z paczki leżącej na stole, ale po namyśle go odłożyła. Marc nie lubił, kiedy paliła, no i miał astmę, przez co nie powinien wdychać dymu.
– Ale nie musisz robić wszystkiego tego, co ojciec. Nie jesteś nim – rzuciła.
– Tasha, kurwa! A jak niby, twoim zdaniem, mam utrzymać całą tę budę, wykarmić małolaty? Wyście sobie, kurwa, powyjeżdżały i zadowolone!
– Ale…
– Co „ale”, kurwa, jakie „ale” znowu?
– Chciałam powiedzieć… Myślałam… że mamy to już za sobą…
– Bo co, kurwa? Bo stary siedzi w pierdlu? Nigdy się od tego nie uwolnimy, nie łudź się.
Chwycił kubek i szybkim krokiem opuścił kuchnię, kierując się do pokoju dziecięcego. Potrzebował odetchnąć, a poza tym Evelina bawiła się zbyt cicho, co nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Malutki pokoik byłby najczystszym miejscem w mieszkaniu, gdyby nie porozrzucane na całej przestrzeni zabawki. Dziewczynka siedziała na samym środku, pomiędzy drewnianymi klockami i całym zastępem dźwiękowych, plastikowych zabawek, ustawiając przed sobą w półokręgu lalki. Wydawała się bez reszty pochłonięta zadaniem, bo, wystawiwszy koniuszek języka, nuciła jakąś bliżej nieokreśloną melodię.
– Zobacz, jakie mam Barbie – krzyknęła, kiedy tylko zauważyła, jak Marc wchodzi do pokoju. Ostatnio nabrała irytującego zwyczaju przeciągania samogłosek w południowy sposób i nikt nie wiedział, skąd jej się to wzięło.
Dał się zaciągnąć przed oblicze plastikowych kobietek, z których każda patrzyła martwo przed siebie. Zupełnie nie mógł zrozumieć tej fascynacji lalkami.
Z ustawionego pod oknem łóżeczka dobiegł pisk i głowa siedmiomiesięcznej Rachel wylądowała pomiędzy szczebelkami. Marc posadził Briana na podłodze, a dzieciak niemal natychmiast chwycił jeden z klocków i władował go sobie do buzi. Podszedł do siostrzenicy i ostrożnie małą uwolnił. Dziewczynka zakwiliła cicho, po czym roześmiała się, kiedy wziął ją na ręce i zaśpiewał, podskakując i kręcąc się wokół własnej osi:
– Five little monkeys jumping on the bed…2
Evelina niemal natychmiast do nich podbiegła, jak zwykle żywo reagując na każdą muzykę.
– ...one fell off and bumped his head! Mommy called the doctor, and the doctor said, no more monkeys jumping on the bed! – dokończyli wspólnie, grożąc sobie palcami i zaśmiewając się do rozpuku.
Kiedy Natasha weszła do pokoju, była już przebrana w strój do pracy i w ręku trzymała sklepowy fartuch. Uśmiechnęła się, widząc ich wygłupy.
– Ja się zwijam. – Podeszła do nich, a Rachel wyciągnęła w jej stronę pulchne rączki, uśmiechając się bezzębnie.
– Musisz ją odebrać po pracy – przypomniał Marc. – Bo ja mam być w robocie z samego rana.
Skinęła głową. Na szczęście sklep, w którym pracowała, znajdował się na rogu domu rodzinnego.
– Tylko uważaj, bo mała strasznie lubi pełzać i zjada wszystko, co leży na podłodze.
Marc roześmiał się, odprowadzając Natashę wzrokiem. Kiedy tylko usłyszał, jak drzwi wejściowe zamykają się za siostrą, odłożył Rachel do łóżeczka i z poczuciem misji ruszył do kuchni. A pierwszym, co zrobił, było otwarcie okna. Następnie zakasał rękawy i z westchnieniem zabrał się za stertę brudnych naczyń.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego Natasha koniecznie chciała, żeby dziadkowie zajęli się Rachel. Tak daleko! Przecież do Halton Hills jechało się prawie szesnaście godzin w jedną stronę, z trzema przesiadkami: jedną na granicy z Kanadą, w Niagara Falls, drugą w Burlington, skąd można było złapać bezpośredni pociąg do Toronto i dopiero stamtąd autobusem do wiejskiego domu dziadków. Nie wyobrażał sobie, jak można pozbyć się dziecka w taki sposób, ale tak bardzo przypominało mu to, co zrobił ojciec… Przecież też odesłał matkę zaraz po tym, jak urodziła się Sarah. Żeby mógł dokończyć studia. Taaa… I co mu z tego wyszło? Gówno, jak zwykle. Pierdolona edukacja nic mu nie dała, a na świat przychodziło dziecko za dzieckiem. Nie pamiętał tego czasu, bo sam urodził się już w Nowym Jorku, ale Sarze niektóre rzeczy się przypominały, takie przebłyski pierwszych wspomnień. Zresztą, babka też czasem opowiadała, jak to było. Że w końcu nie wytrzymali odległości, że się kłócili. Wujek Hubert, brat ojca, twierdził, że matka już wtedy puszczała się z różnymi typami z miasta, tylko stary nie chciał w to uwierzyć. Z rozdzielenia rodziny nigdy nic dobrego nie mogło wyniknąć.
Nagle usłyszał płacz dziecka. To musiała być Rachel, bo Brian prawie w ogóle nie ronił łez, a Evelina wyła rozdzierająco. Chwycił ścierkę, żeby wytrzeć dłonie i zobaczyć, co się stało, kiedy z sypialni dobiegł go krzyk Dominica:
– Natasha, kurwa, ucisz tego bachora!
– Sam go ucisz, to twój dzieciak! – odkrzyknął, stając w progu kuchni.
Dominic z impetem otworzył drzwi sypialni, mamrocząc coś pod nosem, po czym znikł w pokoju dziecinnym. Marc poszedł za nim, ciekaw, jak niedoszły model poradzi sobie z córką. Ale kiedy zobaczył, jak chłopak potrząsa małą i daje jej klapsa w zapieluchowany tyłek, niewiele myśląc rzucił się przez pokój. Złapał Dominica za koszulkę na plecach, rozdzierając ją.
– Co do…
Dominic był wyższy od Marca prawie o półtorej stopy, ale chłopak się tym nie przejmował, bo z racji jego niskiego wzrostu niemal wszyscy patrzyli na niego z góry. Śmiał się tylko, kiedy go niedoceniali, a potrafił pokonać ich bez trudu. Chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Marc wycedził:
– Jeszcze raz tkniesz którąś z dziewczyn choćby jednym palcem – zagroził – to ci je wszystkie połamię. Jeden pieprzony palec po drugim, przez długie godziny.
– Pojebało cię, stary. – Dominic uniósł ręce w obronnym geście, po czym szybko wyszedł z pokoju, nerwowo oglądając się za siebie.
– Lina, posprzątaj zabawki.
– Ale…
– Posprzątaj, kurwa, te pieprzone zabawki!
Dziewczynka wygięła usta w podkówkę i zaniosła się głośnym szlochem. Marc poczuł się bardzo zmęczony. Wyjął Rachel z łóżeczka, usiadł na podłodze i zaczął ją bujać na rękach. Wiedział, że kiedy Evelina przestanie histeryzować zrobi to, o co prosił. Miał czas, mógł poczekać.






2 Słowa pochodzą z popularnej, amerykańskiej piosenki dla dzieci „Five Little Monkeys”

22 komentarze:

  1. Faktycznie, jak na ciebie ten rozdział był długi. Aż się zdziwiłam. Wgl w wakacje chyba muszę przeczytać twoje opko drugi raz, od początku, jako że po tak długiej przerwie troszkę się tu pogubiłam, zwłaszcza, że chyba się pojawiło trochę nowych postaci, no i rodzina Ramony jest tak liczna, że wciąż się gubię, kto jest kim.
    Odnośnie początku, czyżby jednak Nathalie była po stronie Layli i jej koleżanek, i tylko udawała, że pomaga Ramonie, podczas gdy w rzeczywistości ma zamiar zdobyć jej zaufanie i ją chamsko wystawić? Niefajnie trochę :/. Już myślałam, że Ramona wreszcie znalazła kogoś życzliwego i nie będzie tak bardzo samotna, ale jak widać, nie oszczędzasz jej. Jestem jednak ciekawa, jak jej sytuacja się potoczy dalej.
    Wgl kim jest Eric? To ojciec Ramony? Sorry za takie głupie pytania, ale zawsze mam problemy z zapamiętywaniem imion postaci, i teraz nie jestem pewna, co to za gościu jest. Niemniej jednak, myślę, że całkiem wiarygodnie oddajesz rzeczywistość za kratami.
    O, pojawiła się jakaś Evelina, to podobnie jak Evelyn, ha xD. Mam sentyment do tego imienia. Ona jest córką Marca? Wgl on wydał mi się całkiem sympatyczną postacią. Widać było, że troszczył się o Natashę (to jego siostra?) oraz o jej dzieci. Może ma pewne życiowe problemy i dziwne interesy (?), ale ogólnie wydaje się całkiem przyzwoitym facetem, przynajmniej na razie. W końcu ktoś się musi troszczyć o rodzinę, skoro niektórzy jej członkowie mają takiego pecha w życiu. Najpierw była Nicole, a Natasha też nie ma lekko. Ma naprawdę okropnego faceta (już nie znoszę Dominica, grr, w ogóle nie trawię takiego typu facetów. jest po prostu okropny). Widać, że jakiś niewyżyty i sfrustrowany, i za swoje porażki życiowe wyładowuje się na innych, nawet na małym dziecku.
    Ale ogólnie fajnie wyszła ta sytuacja w mieszkaniu, rozmowa postaci, a nawet zachowanie dzieci było wiarygodne, bo nie robiłaś z nich rekwizytów ani miniaturowych dorosłych.
    Podobał mi się ten rozdział. Znowu dałaś nam wycinek z życia takich troszkę, że tak to nazwę z braku lepszego określenia, patologicznych rodzin z NY. O tym się rzadko pisze, a ty w dodatku robisz to w taki sposób, że wychodzi wiarygodnie. Dobra, przyznaję, ja nie mam wiedzy o takich środowiskach, bo w necie o NY pisze głównie o jakichś atrakcjach itp., ale wierzę ci na słowo, że tak mogłoby być, w końcu głębiej siedzisz w temacie i wałkujesz to opko od dłuższego czasu. No i dialogów też było sporo, ale dobrze ci idą, nie są drewniane, a naturalne, często wręcz dosadne, bo nie wahasz się z używaniem wulgaryzmów i twoje postacie wysławiają się adekwatnie do swojego środowiska.
    Znowu mi wyszedł z komentarza bełkot... W każdym razie, fajnie, że coś napisałaś ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komenta, zawsze się dziwię, jak udaje Ci się napisać takie długie do tak krótkich fragmentów, podziwiam xD.
      Oj bez przesady, aż tak dużo postaci jeszcze nie było ^^.
      Wiesz, tam każdy dba o własną skórę, so xD.
      Tak, Eric to ojciec Ramony ;).
      Ano, Evelina, huh, pozostałość z jakichś zamierzchłych czasów xD. No widzisz, wypadło na Marca jako najstarszego z braci, ktoś tam musi trzymać to wszystko w ryzach (no, przynajmniej starać się trzymać xD). Jak ładnie Dominica podsumowałaś :D.
      Patologia czy normalność, tam się zacierają granice, wszystko się przenika :P. Cieszy mnie, że wychodzi wiarygodnie, a te dialogi, no zmora, bo nigdy nie mam pomysłu, o czym postacie mogą rozmawiać xD. Ale że wierzysz mi na słowo, tego się nie spodziewałam xD. Zresztą, te sytuacje nie muszą koniecznie doyczyć Nowego Jorku, mogą się zdarzyć wszędzie :).
      Rozdział powstawał dłuuuugo, gdzieś pomiędzy betowaniem IŚ, pisaniem prac zaliczeniowych i zbieraniem materiałów do magisterki ^^. Następny też się pisze :P.

      Usuń
    2. Staram się xD. Sama uwielbiam dostawać długie komcie i staram się pisać takie u innych ;). Wgl jak już zacznę pisać, to jakoś to idzie potem ^^.
      No, ale i tak masz ich dużo. Samej rodziny Ramony masz mnóstwo, a jeśli wziąć pod uwagę mój problem z pamiętaniem imion... Ja mam tak, że często np. pamiętam, że jakaś postać występowała, ale nie umiem skojarzyć imienia. Dlatego zapomniałam o tym nieszczęsnym Ericu, ale pomyślałam, że może to ojciec Ramony, bo pisałaś kiedyś, że on siedzi :P.
      Dominic na ten moment budzi we mnie raczej negatywne odczucia i chęć wywieszenia go za jaja przez okno xD. Po prostu mnie totalnie odrzucił, ale plus dla ciebie, że udało ci się wykreować tak odpychającą postać.
      Za to Marca na razie nawet lubię. Wydaje się okej. Mam nadzieję, że go nie popsujesz i nie zeźlisz, bo fajnie by było, gdyby były tu jakieś pozytywne postacie męskie, a póki co sporo facetów u ciebie, jak Dominic czy ten facet od Nicole to kawały chamów.
      Takie środowisko pewnie ma spory odsetek patologii ;). Nawet u siebie w opku masz sporo patologii. Nawet ten Dominic - dla mnie na ten moment to patola.
      Ja z dialogami mam to samo. Nigdy nie mam pomysłu, o czym postacie mają rozmawiać. Bo jak pomysł jest, to idzie je ogarnąć, a jak pomysłu nie ma, to mam wrażenie, że wychodzą mi te dialogi na siłę, i takie drewniane.
      No nie muszą dotyczyć NY. Wszędzie są takie środowiska. Nawet w Polsce. Ale ogólnie ty ciągle mówisz o tym researchu, to nie posądzam cię o pisanie przypadkowych rzeczy, a na pewno wszystko dobrze posprawdzałaś i umotywowałaś.
      Hehe xDD. Będę czekać na kolejny ;). A opko i tak kiedyś muszę przeczytać ponownie. Delcie też to obiecałam, że przeczytam jej opo drugi raz. Zresztą ja nawet z książkami tak mam, że po jednym czytaniu to mi sporo rzeczy umyka...

      Usuń
    3. I tak podziwiam, jak z reguły jestem oszczędna w słowach xD.
      No rodzina może nie należy do najmniejszych, ale nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie xD. Widzisz, dobrze Ci się wydawało :).
      Dominic też raczej nie zostanie moją ulubioną postacią xD. Ale cóż, czego się nie robi :P.
      Bo facet to świnia xD. Ale tak serio, Nicole i Natasha miały po prostu strasznego pecha :P. A Marc też ma pełno cech negatywnych, dlatego cieszę się, że jak na razie da się go lubić xD.
      W sumie wiesz, jak rozejrzeć się po otoczeniu to trudno znaleźć rodzinę (czy jakikolwiek inny układ społeczny) w którym nie ma patologii, mniejszej lub większej, bardziej widocznej czy nie :P. Ludzie są różni i mimo że są istotami społecznymi, sami często psują te relacje :P. Moje opko to tylko wynik obserwacji, jakby nie było ;).
      Dokładnie, jak jest pomysł, to jakoś to leci, a jak nie ma pomysłu... No, to zawsze zostają opisy xD. Ale ja w sumie lubię dialogi xD.
      Yay, ile wiary we mnie :D. Ech, no tak, nie zaprzeczę, że sprawdzam, co się tylko da :P.
      Heh, też bym poczytała, gdyby tak doba chciała się wydłużyć chociaż o kilka godzin xD.

      Usuń
    4. Skasowała się moja odpowiedź -,-. Teraz weszłam zobaczyć, czy coś odpisałaś i patrzę, a nie ma mojego komenta. no nic :P
      Ja zależy kiedy ^^. Mój najdłuższy komentarz liczył sobie nieco ponad 3 tysiące słów :). Napisałam go bodajże na mirriel.
      Noo, duża ta rodzina, i to bardzo. Aż im współczuję. No i rodzice bardzo nieostrożni, skoro tyle dzieciaków narobili.
      Fakt, w opku są potrzebne także negatywne postacie ^^. A u siebie mam chyba więcej postaci nielubianych niż lubianych, tak wyszło.
      Jeśli chodzi o Marca, on ma cechy negatywne, owszem, ale jego mimo wszystko da się lubić, przynajmniej na razie. Dominic na ten moment wywarł na mnie tylko negatywne wrażenie.
      Jeśli chodzi o patologie, masz rację. Dookoła jest ich pełno, choć wielu nie widać. Niektóre są takie typowe, jakie zwykle się nasuwają na myśl, gdy się słyszy słowo "patologia" (np. chlanie i tak dalej), ale to nie jest jedyny przykład skrzywionych relacji. I też zależy od środowiska. U siebie w opku opisuję np. zupełnie inne środowiska niż ty ^^.
      Opisy <333. Ja wolę pisać opisy, z dialogami zwykle mam problem, bo prawie nigdy nie mam na nie pomysłu. Jak mam pomysł, to jakoś leci, ale zwykle nie mam. Szczególnie nie znoszę pisać dialogów obyczajowych między małolatami.
      Podziwiam, że ci się chce ^^.
      Wgl wpadniesz na skrzynkę?

      Usuń
    5. Zły blogspot :c.
      Emmm, to więcej niż mój nadłuższy rozdział ^^. Podziwiam xD.
      Wiesz, bywa, czasem się nie myśli o konsekwencjach, niestety :P.
      Nie można mieć wszystkiego xD. Z drugiej strony lepiej, że w ogóle budzą jakieś uczucia ^^.
      W sumie jakoś tak przez przypadek wyszło, że te męskie postacie są negatywne, mam nadzieję, że się to potem jakoś zrównoważy chociaż xD.
      No właśnie pierwsze, co przychodzi na myśl to zaniedbanie, picie, przemoc, a patologia może przybierać bardzo wiele form, choćby takich, którym trzeba się bardzo dobrze przypatrzeć ;).
      Ja tam lubię dialogi, bo napisać dobry dialog to sztuka xD. I czemu z nami crossa robić nie chcesz, boisz się? xD
      Nie zawsze mi się chce, ale mam przed oczami większy cel, so :D.
      Odpisałam :).

      Usuń
    6. Noo, tak się raz złożyło :P. Zwykle jednak piszę raczej normalne. Też zależy od długości komentowanego rozdziału. Wiadomo, że pod czymś, co ma 1000 wyrazów nie napiszę tyle, co pod czymś, co ma 10000 xD. No ale też zależy od akcji, od mojej weny do komentowania, od tego, co mam do powiedzenia... Ten długi komentarz to był akurat do całości opka jakiegoś.
      U mnie w opku? No fakt, na ten moment wszystkie męskie mam raczej negatywne, choć Tom początkowo miał być bardziej pozytywny, ale wyszedł buc. Z żeńskich postaci też sporo jest negatywnych. W sumie tylko Evelyn, Luna i Julie z takich częściej pojawiających się są pozytywne, może też Monique, ale jej jest mało. A reszta to negatywne (Rigel, Laura), pośrednie (Constance) lub tło, które nie jest zbyt ważne (uczennice Hogwartu).
      Mi też takie skojarzenia pierwsze przychodzą na myśl. Jak słyszę "patologia", wizualizuję sobie zaniedbaną rodzinę wielodzietną z problemem alkoholu i przemocy. Ale zdaję sobie sprawę, że są też inne rodzaje patologii. Że tak zarzucę przykładem z mojego opka, bo nie chce mi się tak późno myśleć nad czymś innym - rodziny Yaxleyów czy Selwynów w IŚ. Albo nawet Grantowie. Też mają pewne patologie, choć różne, i nie takie stereotypowe.
      O, to pisałaś z Deltą, wygadała ci się? ;P No nie chcę raczej, bo ja wolę wątki idące w akcję, nie w pitolenie o niczym czy w dialogi. Mogłabym pójść na wątek w stylu "Emily od Delty nieładnie się zabawia z Evelyn" (ach, coś takiego mnie kusi, jaka szkoda, że Delta nie ma chęci...) albo coś angstowego z Jamesem, co też byłoby kuszące. No ale ja lubię akcję. Raczej unikam dialogów, piszę ich tylko tyle, ile absolutnie niezbędne. No i po trzech latach prowadzenia wątków mam swoje przyzwyczajenia i wymagania.
      Ja też odpisałam ^^.

      Usuń
    7. Mimo wszystko, ja nie umiem w komentarze, dlatego podziwiam ^^.
      Ale w sumie np. Charles nie jest negatywną postacią ;P. A Tom, brrr...
      No właśnie, większości osób pierwsze to przychodzi na myśl, dlatego też często nie zauważa się tego, co się dzieje gdzieś wewnątrz, często nawet u normalnych, dobrze sytuowanych, miłych ludzi ;). Ale z drugiej strony można popaść w paranoję i widzieć patologie w każdym jednym zachowaniu xD.
      Naskarżyła, że nie chcesz xD. Właśnie te dialogi to mógłby być niezły fun, zwłaszcza że nie są wcale łatwe do rozpisania (już pomijając to, że mogłabyś się w ten sposób rozćwiczyć w ich pisaniu :P) xD. A jestem ciekawa, jak by to wyszło :P.

      Usuń
    8. Grrr, zaś mi się skasował kom przy wysłaniu, nienawidzę tego :///.
      Lubię dostawać jak najdłuższe komentarze, więc staram się też pisać przyzwoite ;). Bo aż mnie szlag trafia, jak widzę coś w stylu "Fajnie piszesz, lubię twój styl pisania. Wpadniesz do mnie?".
      Charles może nie jest negatywny, jest po prostu mocno skrzywdzony, a przez to skrzywiony. Jeśli chodzi o Toma, miał być tym dobrym, ale gdzieś po drodze zrobił się z niego buc.
      Jeśli chodzi o patologie zazwyczaj nasuwa się to najbardziej typowe skojarzenie ^^. Ale u siebie w opku postanowiłam zaznaczyć inne rodzaje patologii, zwłaszcza, że czytając HP i fanficki miałam wrażenie, że środowisko czystokrwistych jest naprawdę pogięte.
      Tyle, że ja nie lubię pisać dialogów ;(. No i to by dziwnie wyglądało, bo ty masz opko autorskie, ja i Delta ff. Zresztą byłby tam chaos, jakaś alternatywna rzeczywistość, i pewnie byłoby tak, że wasze postacie fafroliłyby o muzyce, a ja bym tam była zbędna, bo zupełnie nie siedzę w temacie. Poza tym mam swoje przyzwyczajenia wątkowe, swoje wymagania (dość wysokie, nawiasem mówiąc) i swoje upodobania. Wolę myśleć nad fabułą niż dialogami, bo dialogi są dla mnie o wiele bardziej męczące. Poza tym napaliłam się na wątek z akcją, mam ochotę porządnie poprzeciągać Evelyn po kilku ścianach, więc obyczajowe pitolenie o niczym jest dla mnie raczej marnym ekwiwalentem kawałka porządnej akcji ^^. Po prostu mam inne upodobania, no ;).
      Wgl będziesz dzisiaj na skrzynce?

      Usuń
    9. Auć :c. Może zacznij kopiować komentarz przed opublikowaniem? xD
      Ach, te aŁtoreczkowe komcie xD.
      Oj tam, bez przesady, ja tam lubię tego chłopaka xD. Chociaż usilnie próbujesz go przedstawić w złym świetle :P.
      Nie lubisz, bo wiesz, że Ci słabo idą, i to jest znowu ten moment, w którym nie chcesz szlifować warsztatu :P. Eee tam, czemu od razu chaos? Alternatywna rzeczywistość, Evelyn i James prosto z ff, Ramona z mugolskiego świata, a o czym by gadali to nie wiadomo, dopóki się nie spotkają xD. Jak tam chcesz, tylko żeby potem nie było, że Cię z czegoś wykluczamy :P.

      Usuń
    10. Czasami tak robię, noale... ;(
      Czemu go próbuję przedstawić w złym świetle? xD Może tak się wydaje przez to, że Niebieska go nie cierpi i podejrzewa o jak najgorsze intencje?
      Noo, słabo mi wychodzą, no i zawsze (w 99% przypadków) mam totalną pustkę w głowie, gdy trzeba pisać dialog :/.
      Ja raczej wolę wątki konkretne, spójne z fabułą i wgl, takie, które do czegoś konkretnego prowadzą. Bo to, co zaproponowała Delta, to dla mnie nie jest wątek w moim tego słowa rozumieniu, dlatego nie jest dla mnie tak atrakcyjne jak prowadzenie normalnego wątka. No i połączenie ff z opkiem autorskim wydaje mi się dziwne i do niczego nie prowadzące. Bo żadnej tam fabuły i akcji :(. A ja właśnie to lubię najbardziej.

      Usuń
    11. Z pewnością w dużej mierze dlatego, ale sama też ciągle powtarzasz, jaki to on jest zły i niedobry xD,
      Dlatego trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, innej drogi nie ma xD.
      Eeee tam, normalne wątki jako alternatywa dla opka to nuuuuda xD. A takie dialogi z dupy to niezły fun, noale ;).

      Usuń
    12. Ja właśnie lubię tylko normalne wątki, z fabułą, akcją i w ogóle. Może dla ciebie takie dialogi to fun, ale dla mnie nuda i zbędna strata czasu. To nawet do niczego nie prowadzi. Im bardziej starasz się mnie przekonać, tym bardziej jestem na "nie". Zresztą, w takim układzie tylko wy miałybyście frajdę, a ja bym się tylko i wyłącznie męczyła i nudziła. Bo dla mnie pisanie samych dialogów, i to takich z dupy, to zero frajdy. Naprawdę.

      Usuń
    13. Ale ja się nawet nie staram Ciebie przekonać, tylko mówię, jak jest xD. Nie, to nie, spoko :).

      Usuń
  2. W końcu! Nieźle Ci poszło, przyznam :D Trochę dużo tu było przekleństw, ale, o dziwo, nawet mnie tak nie raziły w oczy. Czasem trzeba pokurwować parę razy, by wszystko miało ręce i nogi. Dominic mnie denerwuje. Nie wiem, czemu, po prostu denerwuje i już. :>
    BUŹKI :*

    PS Zapraszam na rozdział (Sinusoida-Emocji) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, czasem sytuacja wymaga podkreślenia ekspresji przekleństwami xD.
      Ach, Dominic, w sumie wyszła mi chyba bardzo odrzucająca postać :P.
      Oj, u Ciebie to ja mam już chyba zaległości, muszę się w końcu wziąć i nadrobić wszystko ;).

      Pozdrówki :*

      Usuń
  3. Rozdział świetny Ci wyszedł :)
    Dominic mnie wkurza. Za kogo on się uważa, grr.
    Co do początku, współczuje Ramonie, bo znowu zostanie wykorzystana. Przekichane ma życie.
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Miłego dnia! ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to za kogo, za gwiazdę się uważa xD.
      Ramona nie ma lekko, ale cóż poradzić ;).

      Dzięki za komentarz, pozdrowienia :)

      Usuń
  4. Ciesze sie,ze nareszcie nowosc,a w dodatku-ze taka długa xD dialogi mnie nie raziły, co najwyżej mnogość przekleństw, uważam,ze miejscami az tak duża ilosc nie byka potrzebna. Generalnie sam sposob pisania mi sie podoba, rozne oerspektywy zwroty akcji-jak np.to z Ramona,nie spodziewałam sie,ze ta Natalie okaże sie taka bitch. Równiez grę w pokera pokazAlas ze świetnej perspektywy,ale znow miałam problem z ogarnieciem w ty, fragmencie bohaterow, tam był ojciec naszej wielodzietnej rodzinki? Wlasnie,tych bohaterow jest jak dla mnie za duzo i cały czasu sie gubię,chyba bede musiała jeszcze raz przeczytać całość. Poniewaz opowiadanie naprawde mnie ciekawi i podoba mi siemoryginalnosc, z jaka je prowadzisz, rozne kontrasty,pn.łączenie łagodności małych dzieci z brutalnością. Choc chciałabym wiecej Ramony jako Ramony.zapraszam na nowości na zapiski-condawiramurs.blogspot.com oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com i zycze powodzenia z magisterka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakoś tak wyjątkowo mi się udało tak długi rozdział napisać, aż się sama sobie dziwię xD.
      Dużo przekleństw? Gdzie? :D
      Tak, to był Eric, ojciec rodzinki ;). Ale nie grali w pokera, tylko w więzienną odmianę "asshole" :D.
      Mam wrażenie, że to nieogarnianie bohaterów jest spowodowane tak rzadkim dodawaniem rozdziałów, przez co musicie czytać na raty :c. Bo w sumie nie ma ich chyba aż tak wielu, co? Bo to jeszcze nie wszyscy :P.
      Ramona jest prawie w każdym rozdziale, w następnym też będzie xD.
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  5. Dziecko wysyłane na wychowanie do dziadków? No cóż, znam to. Nigdy tego dziecka nie odebrali, wyrosło w poczuciu krzywdy. W zeszłym roku sama została matką i nie potrafiła pokochać swojej córki. Zrobiła to samo co jej matka, oddała dziecko. I koło się zamknęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, aż żal przyznać, że zwykle to faktycznie tak wygląda :c.

      Usuń

Pamiętaj, żeby zostawić pod komentarzem link zwrotny.
Jeśli masz zamiar tylko zareklamować swojego bloga, zapraszam do zakładki spamownik.
Krytykę przyjmę z wdzięcznością.