Marc zaciągnął hamulec, wyłączył dudniącą muzykę i zgasił silnik, a jego dłonie zaczęły nerwowo bębnić w kierownicę. W samochodzie panowała nieznośna cisza, wycieraczki zastygły nieruchomo i przednia szyba spłynęła deszczem. Miał szczęście, że udało mu się zaparkować tak blisko.
Odchylił się na siedzeniu, wyciągając glocka zza paska jeansów. Chwilę obracał go w zamyśleniu w palcach, po czym szybkim ruchem wepchnął do schowka na desce rozdzielczej. To samo zrobił z nożem przytroczonym do łydki i z kastetem spoczywającym dotąd w bezpiecznej kieszeni jeansowej kurtki. Na wszelki wypadek sprawdził ją dokładniej i ze zdziwieniem odkrył małą torebkę kokainy. Musiała tkwić tam już od dawna, bo proszek przykleił się do wnętrza plastikowego woreczka. Narkotyk wylądował w specjalnym rozcięciu z boku fotela pasażera; ostrożności nigdy za wiele. Marc otworzył portfel, po raz kolejny upewniając się, że miał przy sobie dwa dokumenty potwierdzające tożsamość. Dowód i prawo jazdy tkwiły na swoich miejscach. Rozejrzał się dookoła, ale nie przychodziło mu do głowy nic więcej, co mogłoby odwlec nieuniknione.
Westchnął. Właściwie miał odwiedzić Ramonę już parę dni temu, ale to nie był dobry czas. Nie w nastroju, w którym zostawił go Tyler i z pewnością nie później, po rozmowie z Rizzo. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści. Nawet on wiedział, że wtedy nie udałoby mu się wymazać wypowiedzianych ostatnio słów, więc zamiast dalej pędzić Bruckner Expressway, w ostatniej chwili przeciął trzy pasy do zjazdu i przy wtórze klaksonów nerwowych kierowców skręcił w boczną Bronx River Avenue. Potrzebował chwili, żeby ochłonąć oraz spokojnie przemyśleć strategię spotkania z młodym Rizzo.
W sumie nie poszło tak źle, jak się obawiał. Kiedy już odebrali mu broń i poczuł się przez to wystarczająco odsłonięty, rozmowa przebiegała w czysto biznesowej atmosferze. Garnitury, gładkie gadki, kawka, tego typu sprawy. Nie jego liga, czuł się dziwnie obco, jakby nie na miejscu. Może ojcu to pasowało, ale on nie potrafił tak grać. Co innego zapierdalać w warsztacie z tłustymi od smaru łapami, a co innego pracować na regularne zlecenia dla kogoś takiego jak Rizzo. Niby nic, ledwie parę drobnych testowych zadań na początek, poradzi sobie, potrzebuje tych pieniędzy, ale…
Ponownie westchnął i pokręcił głową. Wysiadł z samochodu, ciężkie krople uderzyły w kaptur, kiedy stanął oparty plecami o forda, próbując powstrzymać drżenie dłoni. Przed sobą miał grube mury Spofford. Spływające wodą ciemne paszcze okien przypominały mu ostatnią wizytę u ojca w Green Haven. Pomyślał, że każde więzienie wygląda tak samo, niezależnie od koloru zewnętrznych ścian. Spojrzał na zegarek, ledwie dostrzegając godzinę na rozlanym kwarcu wyświetlacza. Powinien już dawno wypieprzyć tego śmiecia. Gdzieś z tyłu dobiegł odgłos tłukącego się szkła i krzyki, ale przejeżdżająca tuż obok ciężarówka zagłuszyła słowa. Podciągnął spodnie, które niemal od razu opadły do poprzedniej pozycji, splunął ciemną grudką tytoniu i ruszył w stronę zakratowanej bramy.
Znalazł się w ponurym mroku wąskiego korytarza, w którym chłodno powitał go strażnik. Chłopak wylegitymował się i wpisał na listę odwiedzających, po czym wypakował wszystko, co zostało w jego kieszeniach, na plastikową tackę. Zdjął bluzę, prezentując podobiznę swojego forda wytatuowaną na wewnętrznej stronie przedramienia. Przekroczył żółtą linię z wykrywaczem metalu i stanął sztywno, kiedy ręce strażnika metodycznie zaczęły go przeszukiwać. Zamknął oczy.
Zimno, zimno przenikające nagie ciało. Ostry ból po uderzeniu przez kapo o szyderczym uśmiechu, smród środka przeciw wszom. Kilka przysiadów, podniesienie jaj, otwarcie ust i spokojne czekanie, aż zajrzą do każdego zakamarka jego ciała, gimnastyka języka. Gryzące, bezkształtne ciuchy, szare slipki i szare skarpetki, gumowe klapki. Sala pełna chłopców w różnym wieku, od najwyżej ośmio-, może dziewięcioletnich do tych prawie dorosłych. Byli wszędzie, siedzieli na ławie pod ścianą, leżeli na podłodze, sikali do sedesu i obok sedesu, prężyli muskularne ramiona lub kulili się w najciemniejszych kątach, nie patrząc na siebie.
Poczuł szturchnięcie, kiedy strażnik wepchnął mu w ręce t-shirt i bluzę. Otworzył oczy, rozluźnił mięśnie szczęki; nie zdawał sobie nawet sprawy, że je zacisnął.
– Pani naczelnik chciałaby się z tobą najpierw widzieć, Mack.
Zaskoczony skinął głową, po czym dał się poprowadzić przez plątaninę korytarzy i wind. Czuł lekki niepokój, idąc w zwykłym ubraniu, w adidasach, bez kajdanek na rękach, jakby był po niewłaściwej stronie krat. Z miejsc, którymi szli, nie mógł widzieć cel, ale doskonale wiedział, gdzie się znajdowały i jak wyglądały, miał już czas porządnie się z nimi zapoznać. Czuł irracjonalny lęk, że zaraz wepchną go do małego, ciemnego pokoju przesłuchań z gołą żarówką zwieszającą się smętnie z sufitu, w jej rozedrganym świetle uniesie się strużka dymu papierosowego. Zrobiło mu się zimno na to wspomnienie; cele Spofford należały już do przeszłości.
* * *
Ciężkie drzwi zamknęły się z łoskotem, więżąc go w ciasnym pokoju wizyt. Przyszło mu do głowy, że w Spofford wszystkie pomieszczenia były ciasne i ponure, nie wyłączając cel. Powinni zamknąć w jednej z nich architekta, który to zaprojektował.
Znów ogarnęła go złość na Ramonę. Jak mogła być tak głupia, żeby wylądować w poprawczaku? I to nie w byle jakim, ale akurat w Spofford, które bardziej przypominało więzienie niż ośrodek resocjalizacji małolatów. Tam, gdzie wszystkie barwne opowieści o pomocy dzieciakom były tylko pieprzonymi bajkami.
Usiadł przy okrągłym, metalowym stole, ale niemal natychmiast poderwał się, podciągając spodnie. To było takie cholernie nie na miejscu!
Sięgnął do kieszeni po bryłkę tytoniu, ale przypomniał sobie, że zostawił ją w samochodzie. Zamiast tego podszedł więc do zakratowanego okna i wpatrzył się w deszczową ulicę zalaną żółtym światłem latarń. Z tej perspektywy kolorowe neony wyglądały jak wyjęte z komiksów Marvela.
Nie powinno go tutaj być, a już na pewno nie w takich okolicznościach i nie po tej stronie krat. Prędzej spodziewałby się ujrzeć w tych murach bliźniaków, może nawet Conrada, ale nie Ramonę. Miała pecha, ale kurwa, nie aż takiego! Choć chyba jednak powinien brać pod uwagę każdą możliwość… Kto będzie następny? Emma?
Dużo łatwiej przyszło mu odwiedzić Ramonę na oddziale psychiatrycznym. Nafaszerowali ją tam jakimś świństwem, ale przynajmniej nie zakuli w bransolety i jeśli się bardzo chciało, można było zapomnieć o tych wszystkich pieprzonych kratach w oknach.
Bał się dzisiejszego spotkania, choć nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą. Nie chciał oglądać siostry w takich okolicznościach. Jak mógłby spojrzeć jej w oczy, kiedy sam był wolny? Nie miał nic do zaoferowania, żadnej obietnicy do złożenia, którą udałoby mu się dotrzymać.
Naczelniczka ostrzegła go, że Ramonę napadły jakieś dziewczyny, ale i tak poczuł, jak wszystko się w nim gotuje, kiedy zobaczył siostrę w drzwiach. Szła, szurając stopami i jakby lekko utykając, więzienne ubranie wisiało na jej wychudzonym ciele. Ktoś mógłby pomyśleć, że w takich miejscach ludzie dorośleją, lecz na Ramonie najwyraźniej wywierało to odwrotny skutek.
Na jego widok uśmiechnęła się blado, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu. Kiedy podeszła bliżej, zauważył na wnętrzu jej nadgarstków cienkie nitki świeżych ran. Zacisnął dłonie w pięści i próbował opanować gniew.
* * *
Usiadła na metalowym krześle naprzeciw Marca. Widziała, że był zdenerwowany, a to uczucie jeszcze najwyraźniej w nim rosło, im dłużej ją obserwował. Przez chwilę zawiesił wzrok na nowych ranach od żyletki. Wiedziała, że brak długich rękawów nie przyniesie niczego dobrego, ale gips nie chciał dać się przecisnąć przez bluzę.
Spojrzała na niego uważnie. Wydawał się inny, doroślejszy, także szerszy w ramionach, jakby zmężniał przez ostatnie tygodnie. Nawet twarz miał poważną i skupioną, a w oczach nie było cienia zwykłej wesołości.
– Hej – rzuciła cicho. Jej wzrok zatrzymał się na jego silnych, spracowanych dłoniach i porządnie wyszorowanych, równo obciętych paznokciach. Miał obsesję na punkcie czystości. – Nowa dziara?
Skinął głową, zaciskając pięści i kładąc je na stole. Na obu małych palcach znajdowało się po jednym równoramiennym krzyżu, a na każdym kolejnym wytatuowana była litera, które razem, czytane od lewej do prawej, tworzyły słowo F-A-M-I-L-Y. Kciuki zostały oszczędzone.
Ramona wyciągnęła dłoń i delikatnie musnęła świeży rysunek, wciąż jeszcze lekko zaczerwieniony. Głośno przełknęła ślinę po czym zamrugała, bo znów zbierało jej się na płacz. Nie wiedziała, że tyle dla niego znaczyli.
– Kto ci to zrobił? – wycedził przez zęby, zataczając ręką koło od gipsu do żółto-zielonego siniaka pod okiem.
Wzruszyła ramionami, kuląc się pod jego groźnym spojrzeniem.
– Ramona, kurwa! – urwał, próbując się uspokoić. – Rozmawiałem z naczelniczką – nagle zmienił temat. – Wygląda na… zmartwioną.
– Udaje. Jak wszyscy.
Skinął głową. Musiał o tym wiedzieć, przecież sam przez to już przechodził.
– Nie daj się im – powiedział. – Nie daj się złamać. Walcz, jeśli musisz. Ale zrób wszystko, żeby stąd wyjść.
– A co ja niby innego robię przez cały czas? – warknęła.
– Użalasz się nad sobą? Milczysz, a to cię prędzej wpędzi do grobu, kurwa, niż na drugą stronę bramy.
Wpatrzyła się w swoje dłonie leżące na blacie. Oczywiście miał rację, co ona niby takiego robiła, odkąd wróciła z psychiatryka? Dała sobą pomiatać jak ostatnia cholera. Tylko w jaki sposób miała to zmienić, odwrócić sytuację?
Pomyślała o gorącym i namiętnym pocałunku Nathalie, przebijającym się z całą mocą przez jej psychiczną barierę, niszcząc ją w drzazgi. Smakował dymem papierosowym, krwią i czymś, czego nie potrafiła nazwać. Uczucie, które mu towarzyszyło, było inne, dziwne, nieznane, przez co jednocześnie w jakiś sposób pociągające i aż bolesne. Miotały nią sprzeczności, kiedy zesztywniała nie mogła zebrać myśli do kupy i nadążyć za tym, co się stało, z drugiej strony tak bardzo pragnąc ciepła płynącego od drugiej osoby, odrobiny czułości, że zrezygnowana poddała się chwili.
– Ramona?
Zorientowała się, że Marc coś do niej mówił. Spojrzała na niego, wyrwana z zamyślenia. Przypatrywał się jej uważnie i przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale zmienił zamiar.
– A co u was? – spytała, krzyżując nogi pod stołem i siadając wygodniej na krześle.
Tym razem to brat wzruszył ramionami.
– To, co zawsze, w sumie. Dziewczyny się nie odzywają…
– Nicole? – przerwała mu.
Pokręcił smętnie głową.
– Ma tam lepsze życie, wiesz?
– Taaa, akurat. I ty w to wierzysz?
– A co mi innego zostało?
Nagle wydał się jej zmęczony, jakby przytłoczony. Zobaczyła ciemne cienie pod jego oczami i ślad zarostu na brodzie, choć zawsze skrupulatnie się go pozbywał. Chciała podejść, przytulić się do niego, poczuć zapach mydła i wody toaletowej, których używał. Pragnęła, żeby czas zatrzymał się na chwilę. Ach, gdyby tak mogła wrócić już do domu!
– Musisz się stąd wydostać. – Marc jakby czytał w jej myślach. – Pogadaj z opiekunką, pogadaj z naczelniczką.
Nachylił się do niej i dodał ciszej:
– Nawet gdyby miały tylko myśleć, że, no wiesz, gadasz z nimi normalnie.
Spojrzała na niego zdziwiona, ale zaczynała chyba rozumieć, o co mu chodziło. Gdyby tak blagować, że się zmieniła, dać sobie pomóc… Ostatecznie w kłamaniu była całkiem niezła, to się mogło nawet udać.
– Chcę do domu… – szepnęła.
Marc skinął głową i nagle znów się rozgniewał:
– Zabiję te dziwki, które ci to zrobiły.
– Daj spokój – szepnęła Ramona, po czym machnęła ręką. – Nie warto.
Chciał zaprotestować, ale zobaczył zbliżającą się w ich stronę strażniczkę, co oznaczało koniec wizyty. Oboje wstali i Marc niezdarnie spróbował objąć siostrę na pożegnanie. Nigdy nie był dobry w okazywaniu uczuć, więc sama na chwilę przylgnęła do niego całym ciałem, jakby desperacko, tłumiąc kolejne łzy. Musiała być silna.
– Wiesz… – usłyszała, kiedy już była prawie przy drzwiach. – Conrad chciał, żeby ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła.
Spojrzała na niego zaskoczona, a jej twarz na sekundę rozświetlił uśmiech. Conrad o niej myślał, być może tęsknił… Tylko czy ona czuła to samo? Po tylu tygodniach izolacji, kiedy miała czas zdystansować się do wszystkiego, już nie była pewna. Życie nie mogło opierać się na piciu taniego wina, nie powinno rozgrywać się tak jak do tej pory. Musiała w końcu odnaleźć samą siebie. I przeżyć.
– Nachylił się do niej i dodał ciszej: – Nawet gdyby miały tylko myśleć, że, no wiesz, gadasz z nimi normalnie.
OdpowiedzUsuń;/
xD
o, kogo ja widzę :3.
Usuńznaczy co, jakiś błąd w zapisie? xD
Mój ulubiony dwukropek, a zaraz po nim myślnik, nie są rozdzielone. Spytaj znowu, to się wkurzę ^^
UsuńNo już dobrze, dobrze, poprawiłam :D. Nic się przed Tobą nie ukryje xD.
Usuń"(...) jeansów. Chwilę obracał go w zamyśleniu w palcach, po czym szybkim ruchem wepchnął do schowka na desce rozdzielczej. To samo zrobił z nożem przytroczonym do łydki i z kastetem spoczywającym dotąd w bezpiecznej kieszeni jeansowej kurtki." - Gryzie mnie to jeans-jeansowej, ale może przesadzam XD
OdpowiedzUsuń"(...) że miał przy sobie dwa dokumenty potwierdzające tożsamość." - Czy to "dwa" naprawdę jest konieczne? Potem wymieniasz te dokumenty i widać, że o dwa chodziło, irytuje mnie ten liczebnik tutaj, co ja dzisiaj... :>
"(...) parę drobnych, testowych zadań na początek (...)" - Te przymiotniki symbolizują odmienne cechy, ja bym tu przecinka nie dawała.
"Czuł irracjonalny lęk, że zaraz wepchną go do małego, ciemnego pokoju przesłuchań z gołą żarówką zwieszającą się smętnie z sufitu, w jej rozedrganym świetle uniesie się strużka dymu papierosowego." - Głupio to wygląda, napisałabym "a w jej rozedrganym świetle..."
"Wiedziała, że brak długich rękawów nie przyniesie nic dobrego (...)" - Niczego dobrego.
"Głośno przełknęła ślinę po czym zamrugała (...)" - Przecinek przed "po czym".
"(...) przecież sam przez to już przechodził." - Lepszy szyk: "przecież sam już przez to przechodził".
"Dała sobą pomiatać jak ostatnia cholera." - Ta cholera tutaj nijak nie pasuje, prędzej jakaś oferma czy coś...
"(...) jakby chciał coś dodać, ale zmienił zamiar." - Lepiej brzmi "zmienił zdanie".
"(...) nie powinno rozgrywać się tak jak do tej pory." - Przecinek przed jak.
Poza tym rozdział dobry i... no cóż, w końcu go opublikowałaś! Porządny zastój miałaś, trzeba przyznać, chyba że to mnie inaczej płynął ostatnio czas. To, że Ramona rozmyśla o pocałunku z dziewczyną jest co najmniej interesujące. Rozczula mnie braterskie uczucie Marca, kiedy zmartwił się na widok śladów od żyletki i zdenerwował na przypomnienie pobicia. Zawsze chciałam mieć starszego brata, choć to niestety niemożliwe.
Pozdrawiam i zapraszam na dwunastkę. (Sinusoida-Emocji)
Dzięki za wypisanie wszystkich błędów, ale się nazbierało...
UsuńNad powtórzeniami muszę oczywiście pomyśleć ;).
Jeśli chodzi o dokumenty tożsamości - w Stanach potrzebne są dwa do tego, żeby chociaż odwiedzić kogoś w ośrodku karnym (mogą to być właśnie dowód, prawo jazdy, ubezpieczenie, paszport), stąd dodanie liczebnika :P.
Ach, i te przecinki, wstyd...
Cholera miało być, bo mam personalnego i to mi tak bardzo do Ramony pasuje xD. Oferma już by nie miało tego wydźwięku :D.
tak, trochę mnie nie było, jakoś dużo spraw pozaopkowych się przyplątało ;).
Ja też zawsze chciałam starszego brata, ale cóż xD. Muszę się zadowolić starszym bratem Ramony :D.
Fajnie, że dałaś nowy rozdział ^^. Bo bardzo dawno nic nie było. Aż się dzisiaj zdziwiłam, jak weszłam, ale tak pozytywnie ^^.
OdpowiedzUsuńJak zwykle pochwalę za dużą ilość dokładnych, szczegółowych opisów dających wyobrażenie tego amerykańskiego życia, a właściwie - tej jego gorszej, mroczniejszej strony, która raczej rzadko jest opisywana.
Marc wydaje mi się całkiem sympatyczną postacią, owszem, też ma swoje za uszami, jak chyba każda postać w twoim opku, i mam wrażenie, że wpląta się w jakieś kłopoty, ale podoba mi się jego troska o siostrę, to, jak się o nią martwił, widząc, w jakim jest stanie. I czyżby on też tam kiedyś trafił? Po tej retrospekcji miałam wrażenie, że też był w tego typu miejscu, może nawet tym samym, co jego siostra. Pewnie zdaje sobie sprawę, jak wygląda życie tam. Jest mi też żal Ramony; niby jest twarda i dojrzała jak na swój wiek, ale faktycznie ma przebłyski takiego dziecka, choćby w tym, jak przytuliła się do brata.
Swoją drogą, zastanawia mnie, jak ona jeszcze długo tam będzie; to naprawdę straszne miejsce, i mam wrażenie, że też nie obejdzie się bez komplikacji, bo tamte dziewczyny pewnie nie dadzą jej spokoju, ale może weźmie do siebie tę rozmowę, i spróbuje jakoś działać, żeby nie być już ostatnią ofermą? Niemniej jednak, w sumie jestem ciekawa, co będzie, jak kiedyś tam wyjdzie i zetknie się już z normalnym światem na wolności, bo jak dotąd od początku opowiadania opisujesz jej pobyt w ośrodku.
No, ogólnie czytało mi się bardzo dobrze; zwłaszcza ta wizyta u Ramony i rozmowa z nią wyszła bardzo dobrze, no i opisy - bardzo dobre. Więc przyjemnie się czytało, mimo że okoliczności, jakie opisujesz, raczej przygnębiające, bo nawet jeśli Marc zaraz wyjdzie, to Ramona nadal tam zostanie ze swoimi problemami.
Jakoś tak sprawy pozaopkowe zajmują mnie ostatnio bardziej niż internety, więc wiesz ;). No i mam sporo poprawiania po ocence Dę, to też jest dość absorbujące xD. I się przez to zblokowałam, nie potrafię napisać nic nowego, dopóki nie poprawię tego, co już mam :P.
UsuńHmmm, mi się raczej wydawało, że bardzo często w powieściach jest obalany American Dream :P.
O, widzę, że troska Marca o Ramonę sprawia, że wybaczacie mu wszystkie winy, naaaajs :D. W sumie on w tym swoim fragmencie dość łopatologicznie mówi, że tam kiedyś siedział xD.
Tak, ja też chcę już ją stamtąd wypuścić, ale jeszcze trochę musimy poczekać ;). Normalny świat to pojęcie względne, ale chciałabym już pokazać, jak to u niej wygląda xD.
"Musiała tkwić tam się już od dawna" - tkwić tam, bez "się" :p
OdpowiedzUsuń"ale bluza nie chciała dać się przecisnąć przez gips." - Chyba gips nie chciał się dać przecisnąć przez bluzę... xD
Napisałabym jakiś sensowniejszy komentarz, ale za chwilę rejestracja na usosie, rozumiesz mój bólu... wcześniej nie wpadłam tutaj, bo poprawki, a jeszcze wcześniej wykopy, taka sytuacja (wiem, żałośnie się tłumaczę T-T).
Yay, Den, dzięki za komentarz, jaka miła niespodzianka :).
UsuńKwiknęłam przy tej bluzie przeciskającej się przez gips, złe wizualizacje xD. Głupie te błędy, wstyd :P.
Usos, no cóż, mnie to na szczęście (i nieszczęście, bo latanie z papierowym indeksem za wykładowcami to żadna przyjemność xD) ominęło, ale cóż :D.
Podobało mi się, jak zwykle, ale może nawet bardziej, bo dawno nie było nic z perspektywy Marca, a trochę mi tego brakowało. To bardzo zagubiona postać, ktoś, kto nie jest wcale dorosły, a musi wyżywić całą rodzinę. Ktoś, kto boi się przeszłości, teog, że musi wrócić, a jednocześnie wykazuje się jakąś dozą samodzielności. Właściwie ma rację, ze Ramona powinna wyjść. Powinna znaleźć kogoś, komu naprawdę będzie na niej zależeć, a relacje z Natalie jej w tym nie pomogą. Nie dziwię się,że zastanawia się nad tym pocałunkiem, niezależnie od preferencji seksualnych, bo to jedyny miły odruch wobec niej od dawna. Jedyna bliskosć, jakiej doświadczyła. Ale Natalie jest równie obłudna, jak nie bardziej, i mam nadzieję,że Ramona to zauważy. Niesamowite jest to,że piszesz cholernie przekonująco z perspektywy każdej z tych osób,że nie owijasz w bawełnę, że jest mocno i prawdziwie. Piszesz stanowczo za rzadko, dziewczyno :P zapraszam do mnie na nowe opowiadanie na zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :).
UsuńZ pewnością masz rację, że Marc jest trochę zagubiony, ale z drugiej strony to mimo wszystko jedna z bardziej ogarniętych postaci, chyba właśnie dlatego, że spadła na niego opieka nad rodzeństwem i te wszystkie obowiązki dorosłego życia, które za tym idą ;). No i po prostu żyje teraźniejszością, nie myśli ani o przeszłości, ani o przyszłości, dlatego nie lubi wracać do tego, co było ;).
Ach, Nathalie... Ja tam ją lubię, choć fakt, nie jest to najlepsze towarzystwo dla Ramony xD.
Żeby ak doba chciała się rozciągnąć choćby do trzydziestu godzin no xD.
Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńJakież te komentarze są interesujące. Uczę się. Szkoda, że nie mam kogoś kto by mnie tak poprawiał.
OdpowiedzUsuńJa bym poprawiała, ale na poezji się nie znam :P.
Usuńto tak jak ja :P
UsuńOj no bez przesady :D. Imho łatwiej pisać poezję, niż oceniać (czy wyłapywać błędy) xD.
UsuńWitam! Z racji, że Phantom nie jest już oceniającą, proszę o umieszczenie informacji w zakładce "kolejka" czy nadal oczekujesz oceny, a jeśli tak, to prosimy o adnotację, do której oceniającej chciałabyś trafić. Pamiętaj, że Twój blog ma numerek, a to oznacza, że na pewno nie trafisz na koniec kolejki. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMediate,
http://o-pieprz.blogspot.com
Hej,
OdpowiedzUsuńInformuję, że Twój blog został przeniesiony do mojej kolejki. Jeśli masz coś przeciwko, to poinformuj o tym w komentarzu pod kolejką. ;)
MariXa M. z Krytyki Dla Odważnych
Bardzo ciekawa historia. Znalazłam Tw bloga dziś i przeczytałam na jednym tchu :) Świetnie piszesz, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNa początku trochę ciężko się mi było przyzwyczaić, bo ja piszę w pierwszej osobie, ale już jest ok. :)
Życzę weny i WESOŁYCH ŚWIĄT!! :)
Dziękuję ;).
UsuńWitaj! :)
OdpowiedzUsuńMarc jest typem samotnika, jak wywnioskowałam z rozdziału. I bierze narkotyki? To nie jest dobre wyjście z sytuacji... Powinien to, jak najszybciej wyrzucić i nie wracać do tego uzależnienia.
Ramona potrzebuje pomocy. Poprawczak jej nie pomaga, tylko jeszcze pogłębia jej beznadziejny stan. Może powinien do niej przywieźć jakiegoś dobrego psychologa, który by jej pomógł. Dziewczyna nie może zostać w tym sama i ktoś musi wyjąć ją z tego dołka.
Niech Ramona wyjdzie z tego poprawczaka i da sobie pomóc. Marc musi coś z tym zrobić...
Rozdział jest ciekawy, ale nie dzieje się w nim dużo, wiec nic więcej powiedzieć nie mogę :).
Wesołych Świąt!
Amy :)
[ http://melodie-serc.blogspot.com/ ]
Jak dobrze widzieć nową twarz :). Ślicznie dziękuję za komentarz :).
UsuńMarc i narkotyki... tak, to długa historia, która wyjaśni się później ;).
Wierz mi, na pewno będzie próbował jakoś pomóc Ramonie, w miarę swoich możliwości :). Co z tego wyjdzie jeszcze się okaże :P.
Również życzę Wesołych Świąt i zapraszam częściej :).
Cześć,
OdpowiedzUsuńOcena Twojego bloga już się pojawiła na Krytyce Dla Odważnych. Zapraszam tutaj:
http://krytyka-dla-odwaznych.blogspot.com/2014/12/156-ocena-bloga-storyoframona.html#more
Dziękuję, już lecę :).
UsuńBardzo ciekawy rozdział. Bardzo mi się spodobał, mimo że był smutny. Zabieram się za czytanie starszych rozdziałów, aby być w temacie, gdyż nie wszystko jest mi jasne. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Zapraszam również na mojego bloga http://kronika-dark-hills.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki za komentarz, poprzednie rozdziały powinny trochę rozjaśnić wydarzenia :).
UsuńTo dziwne. Mam wrażenie, że zostawiałam tu komcia w stylu "hurr durr, gdzie jest nowy rozdział, sesja idzie, nie mam co robić, żeby odkładać uczenie się "na potem"." ...
OdpowiedzUsuńJestę zawiedzionę...
Ajjj... Jakoś się zawiesiłam ostatnio i nie ogarniam :P. I grzebię w starych rozdziałach, żeby popoprawiać i pozbyć się tej $&*@^*$ enigmatyczności :P. Za to przynajmniej pierwszy rozdział napisałam od nowa, ha! :D Czeka tylko na zbecenie ;).
UsuńWitam się ponownie, ramonciu!
OdpowiedzUsuńPamiętasz, jak w połowie stycznia złożyłaś u mnie zamówienie na ocenę? Na pewno pamiętasz. ;) Otóż mam dla Ciebie ciekawą propozycję!
U mnie jesteś dopiero szósta w kolejności, co znaczy, że musiałabyś czekać do końca kwietnia/początku maja na moją pracę. a niedawno zgłosiła się do nas rekrutka, która chętnie oceniłaby Twojego bloga. Mogłaby zacząć już jutro, a ocena pojawiłaby się za dwa tygodnie. Oczywiście jeśli jej praca się nie nada (a będę ją sprawdzać), nie zostanie opublikowana - nie możesz dostać "byle jakiej" oceny. Wtedy wrócisz do mojej kolejki, oczywiście na to samo miejsce, więc nic nie stracisz. ;)
Mogłabyś odpisać mi na maila, co o tym sądzisz? carolleofficial@onet.pl
Bardzo ci dziękuję!
Carolle
[internetowy-spis.blogspot.com]
Z radością informuję, że ocena Twojego bloga pojawiła się już na Internetowym Spisie! Wyrobiłam się trzy dni przed czasem, dlatego wstawiam wcześniej. ;p
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci miłego czytania! A wyniku można tylko pozazdrościć. ;)
Pozdrawiam,
Carolle
[internetowy-spis.blogspot.com]
Heeej, Ramona, żyjesz jeszcze? mam nadzieję,. ze tak, bo ja tutaj wchodzę od czasu do czasu i czekam na nowosc, nie powiem, ze nie ;) daj znac, co zamierzasz!
OdpowiedzUsuńzapiski-condawiramurs zapraszam
Hej hej :). Żyję jeszcze, jakoś :P. Na razie wciąż się zakopałam w poprawkach, ocena Deneve dała mi dużo do myślenia, więc wrócę (oby że niedługo) z nieco podrasowaną koncepcją. Mam nadzieję, że okaże się lepsza :).
UsuńHej-hej. Ja z pytaniem, czy ja jeszcze jestem ci potrzebna, bo ze sto lat niczego nie dostałam. Na odpowiedź czekam na maila!
OdpowiedzUsuńZbliża się kolejna sesja.
OdpowiedzUsuńNie mam niczego do czytania.
Borze.
Jak rzyć.
Ja tu przez Ciebie poprawki robię i koncepcję podrasowuję (no dopsz, trochę zmieniam), nie umiem szybciej no :P. Mój wen wciąż siedzi pod sufitem, buja się na żyrandolu i pluje we mnie pestkami wiśni... Normalnie warunków do pisania nie mam xD. Wytrwasz? :D
UsuńWytrwam, sama Łzy przepisuję od nowa i jestem dopiero przy ósmym rozdziale, więc rozumiem ból. :P ALE NADAL NIE MAM CZEGO CZYTAĆ ;-;
UsuńEj. I czemu przeze mnie, co?! :c Ja wiem, że ocenka i w ogóle, ale chyba nie byłam aż taka czepliwa, ni?
UsuńNa Łzy też czekam, bo wszyscy chwalą, to bym poczytała xD.
UsuńOj tam od razu czepliwa :P. Ja po prostu teraz na tekst nie potrafię spojrzeć inaczej, bo wszystkie błędy na mnie krzyczą xD (i nienawidzę pierwszego rozdziału, jest taki strasznie brzydki :P).
Czuję się pod presją xD.
Zdałam sesję. Wiesz?
UsuńZa chwilę będę bronić licencjatu. Wiesz?
A TU NADAL NIE MA ROZDZIAŁU. ;-;
Gratulacje zatem! (I trzymam kciuki za obronę :D)
UsuńNo dopsz, jakoś się muszę zmobilizować, ech xD.
(Widziałam Łzy poprawione, w weekend przeczytam, o ;)
OBRONIŁAM LICENCJAT, ODEBRAŁAM DYPLOM, A ROZDZIAŁU NADAL NI MO.
UsuńJAK TAK PÓJDZIE, TO MAGISTRA OBRONIĘ, ZANIM COŚ DODASZ. ;-; jak tak możesz, no! :(
Jejujejujeju, komć od Den, jak miło, że pamiętasz jeszcze o moim ledwo dychającym blogasiu :3.
UsuńGratulacje za obronę :D. (Sesja na mgr się zbliża, co? xD)
Ja żyję, w pewnym sensie, jedyne, co mi teraz pozostaje, to posypać ten pusty łeb popiołem i obiecać poprawę :/. Coś ostatnio nie po drodze mi z morzosferą...
Dobra, idę się kajać do kąta...
;-; tak, sesja na mgr się zbliża. O dziwo mam ledwie 2 koła, 2 egzaminy... i pierdyliard referatów, więc nie wiem, czy to tak dobrze. ;P Nadal czekam!
UsuńSesja za sesją, łomatko, jak ten czas szybko leci...
UsuńAle ruszyłam z kopyta - napisałam całkiem od nowa pierwszy rozdział, muszę go tylko podrzucić Nerci do becenia ;).
No a potem czas brać się za resztę, meh.
Kiedy nowy wpis?
OdpowiedzUsuńA po co podmiana rozdziałów?
OdpowiedzUsuńWitaj :).
UsuńRozdziały potrzebują małego odświeżenia i załatania pewnych dziur. Łatwiej niektóre napisać od nowa niż poprawiać bez końca :).
Pisz więcej i więcej, coraz więcej!
OdpowiedzUsuńHaha, staram się :D.
UsuńNa http://o-pieprz.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga. Zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńI blogaś umarł :C
OdpowiedzUsuńNie umarł, tylko no, jakoś tak...
UsuńAle wrócę ;).